3.05.2012

Prolog.


Rudowłosa dziewczyna o skórze w kolorze kości słoniowej, pełnych, czerwonych ustach i zielonych oczach siedziała samotnie w przedziale a na jej kolanach leżał czarny kot. Wpatrywała się w widoki za oknem i skubała słonecznik. Miała na sobie szary, rozciągnięty sweterek i czarne rurki. Na stopach miała ładne baletki z pozdzieranymi czubkami. Wyglądała ładnie i świeżo. Jej rude loki opadały na ramiona a usta tworzyły neutralną linię. Całym swoim wyglądem i postawą dawała wyraźnie do zrozumienia Zostawcie mnie. No cóż, nie wszystkim. W drzwiach przedziału stanęła bowiem niezbyt wysoka, jasnowłosa blondynka o wyjątkowych, białych oczach. Włosy miała bardzo jasne, prawie tak białe jak oczy a skórę śnieżnobiałą. Tylko usta, wyróżniały się od całego jej wyglądu – były różowiutkie, pomalowane błyszczykiem. Rudowłosa spojrzała w jej stronę i nie ukrywała zdziwienia. Myślała, że dziewczyna pomyliła przedziały i zaraz sobie pójdzie. Ta jednak z uśmiechem na twarzy usiadła naprzeciwko niej.
- Cześć – zawołała promiennie. – Można się dosiąść?
- Pewnie – mruknęła rudowłosa nie odrywając od niej wzroku.
- Jestem Vian Rosier – powiedziała wyciągając dłoń w stronę dziewczyny pod oknem. Ta ujęła jej dłoń w dość przyjacielskim geście. – A ty?
- Miranda Greey – odparła uśmiechając się lekko. Nigdy nikomu się nie przedstawiała. Pewnie dlatego, że nikt nie przedstawiał się jej. Nie wolno jej było zadawać się z rówieśnikami. Mogliby odkryć jej sekret.
- Miranda jest strasznie długie… - jęknęła Vian. – Jest od tego jakiś skrót?
Była to dość żywiołowa dziewczyna. Zawsze, wszędzie jej było pełno i niczego się nie bała. Była sprytna i ciekawska. Ciągle miała mnóstwo przyjaciół i wyrażała swoje zdanie. Wprost nie mogła się doczekać wyjazdu do Hogwartu. Jej mama była czarownicą a ojciec mugolem. Nie przyznawała się jednak do tego, bycie półkrwi mogłoby tylko narobić jej kłopotu pośród nowych znajomych…
- Mira – powiedziała Miranda. – Możesz mówić mi Mira.
Vian uśmiechnęła się szeroko ukazując rząd białych zębów. Rudowłosa poczęstowała ją słonecznikiem i chwilę później skubały go już razem, rozmawiając. Tak naprawdę, to Vian prowadziła bardzo ciekawy monolog na temat siebie i swojego życia a Mira przysłuchiwała się mu z zaciekawieniem. Nigdy nie miała przyjaciół więc fajnie było posłuchać o życiu kogoś kto takowych miał. Tą jednostronną rozmowę przerwał jednak chłopak, który otworzył drzwi przedziału. Jak na swój wiek był wyjątkowo wysoki. Miał półdługie włosy o ciemnym odcieniu blond i niebieskie oczy. Miał na sobie niebieską bluzę z kapturem i dżinsy. Uśmiechał się nieśmiało i spoglądał to na Mirę to na Vian.
- Cześć, przeszkadzam? – spytał nieśmiało robiąc krok do przodu.
- Co ty? Właź – pisnęła Vian robiąc mu miejsce obok siebie. Uśmiechnął się i ochoczo zajął wyznaczone mu miejsce.
- Jestem Scariusz Kaedan – powiedział i uścisnął dłonie obu dziewcząt. – Ale mówcie mi Scar.
- Ja jestem Vian Rosier a to Miranda Greey – powiedziała Vian śpiewająco.
- Po prostu Mira – szepnęła Miranda nie mogąc oderwać oczu od blondyna.
- Super, że mogłem się do was dosiąść. Wszędzie jest tłok – narzekał. Spojrzał na śpiącego kota,  który wyraźnie się nastroszył i patrzył na drzwi. Jedno oko miał niebieskie drugie zielone. – A temu co się stało?
- Maelhei spokojnie – powiedziała Mira głaszcząc kota. - Nie wiem co jej się stało. Zwykle jest spokojna…
Maelhei była kotką Mirandy. Był to jedyny prezent jaki kiedykolwiek dostała od ojca… Jaki kiedykolwiek dostała w życiu. Potem ojciec odszedł i zostawił ją z Ritą, gosposią i opiekunką w jednym. Nie lubiła jej, ale była dla niej jedyną rodziną. Po tym jak tata umarł…
Nagle niespodziewanie do przedziału wpadł śnieżnobiały kot i zaczął skakać po półkach i siedzeniach.
- Hej! Co jest? – krzyknął Scar wstając i wiodąc oczami po kocie.
On tak samo jak Vian również był półkrwi. Co nie zmieniało faktu, że był wyjątkowo mądry i utalentowany. Do tego jak na swój wiek był niezwykle silny i nie miał problemu z rzucaniem prostych zaklęć.
Vian natomiast śmiała się i kręciła w koło powiewając przy tym swoją błękitną spódniczką. Gdyby ktoś tak popatrzył na nią z boku pomyślałby, że ma coś nie tak z głową.
Nagle do przedziału wpadła jakaś  dziewczyna. Miała brązowe, krótkie włosy do ramion i wielkie, bursztynowe oczy. Ubrana była w zieloną bluzkę w kwiatki i ciemne dżinsy. Uśmiechała się niepewnie ale w jej oczach było przerażenie.
- Widzieliście może Lu? – spytała rozglądając się po przedziale.
- Kogo? – spytał Scariusz szukając kota wzrokiem.
- Moją kotkę, Lu. Uciekła mi z przedziału zaraz po tym, jak wystraszyła się ropuchy Michaela.
- A kota… - powiedział. – To tak, widzieliśmy. Przed chwilą tu był.
- Naprawdę? – pisnęła z nadzieją. – Chwila? Był?
- Chyba już uciekł – mruknęła Mira głaszcząc swojego kota.
I jak na zawołanie śnieżnobiała kulka spadła z jednej z półek prosto na swoją panią.
- Oh, znalazła się – powiedziała Vian kładąc ręce na boki. – A ty, kim jesteś?
- Moriel Frea – powiedziała dziewczyna odklejając się od kota. – A wy?
- Ja jestem Vian Rosier, to jest Miranda Greey a ten blondyn to Scariusz Kaedan.
Wszyscy podali sobie ręce i chwilę później byli już pochłonięci rozmową. Każdy z nich miał jakiś sekret, którego nie miał najmniejszego zamiaru zdradzać… jeszcze nie.



~Jagoda

2 komentarze:

  1. Całkiem spoko. Nie mam w sumie.żadnych zastrzeżeń

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam to już czwarty raz *_* zajebiaszcze.
    ~Tomek~

    OdpowiedzUsuń